Sezon
To jest dziki sezon
Z ręki mi jedzą
Wiersze piszą
Uwikłani w materiały konwenansów
Częstują spojrzeniem bardziej oczywistym
I lustrują podśpiewując pretty woman
A ja wolnym krokiem zwiedzam ich naturę
Ślę spojrzenia i uśmiechy
Ale warg nie przygryzam
Tylko raz mi się zdarzyło
Nie żałuję, bo się wkręcam
Czuję się zwierzęca
Chociaż Róża
I tak tonę w wiadomościach
List zaczepek długościach
Otrzymuję zaproszenia na kolacje
Porto na tarasie
Spacery po majowej wawie
Poznawanie przy kawie
Biforowe chlanie
Ale nie mów mamie
Długie poematy
Pełne epitetów do mej krasy
Ukradkowych spojrzeń masy
I wino
Do śniadania od nieznajomego pana
Czasem miło
Częściej milej
Wolność czuję
Nią też bardzo teraz żyję
Od niedzieli mam w komórce nowy numer
Teraz ja napiszę
Wyciągnę typa do kina
Lub na degustację wina
Obudzę go o drugiej
Nie dam spać do rana
Będę przygryzać wargi
I palić frana
Że nie kuszę
Chociaż lubię
Wszystko baja
Koniec maja
Nocne wędrówki po mieście
Na rękach mnie nieście
Pobiegnę pustą warszawą
Pożyczę rower
I z włosem rozwianym
Uśmiechem przyspawanym
Będę jak mezon
To jest dziki sezon
Komentarze
Prześlij komentarz