Piękna Kobieta

Jadąc numerem 35, obserwuję. Polubiłam podróże wspomnianym tramwajem, wydaje się Wam, że jest jak każdy inny warszawski. Zaręczam jednak, że zdecydowanie, i w tym zdecydowaniu nadzwyczajnie ponadprzeciętnie, nie. Dzisiaj, choć mogłoby się wydawać ze dzień w dzień, jest pełen kobiet. Młodszych, starszych, małych, większych, zamyślonych, czasem czytających, przyglądających się pędzącemu za oknem obrazowi popołudniowego miasta, zahipnotyzowanych swoimi telefonami osobistymi - jak to mawiał mój gimnazjalny profesor, literacki mentor- lub muzyką z nich płynąca. Niektóre smutne, inne radosne bądź ubrane w ukradkowy, delikatnie zdobiący niczym droga biżuteria, uśmiech.

Widziałam dziś w owym tramwaju piękną kobietę. Ciężko mi jednoznacznie wskazać w jakim była wieku, nie pomylę się jednak gdy określę go w sposób następujący- pani była na pewno starsza od rodzicielki mojej zaś młodsza od jej matki, czyli mej babci. Nie była młoda ani nadto wymalowana. Zadbana, przy czym przyzwoliła sobie na widoczne oznaki płynącego czasu, chociaż jestem pewna, że miała pofarbowane włosy. Krótka fryzura, a delikatnie przyćmiony, chłodny odcień blond przeplatał srebrne pasma. Miała piękne, średniej wielkości kolczyki. Bardzo proste w formie, niewiszące, zwyczajne sztyfty ozdobione granatowym kamieniem. Mlecznobeżowa cera nadawała jej charakter ludzkiego posągu, pełnego gracji i powściągliwości. W tej całej aurze subtelności biła od niej tak niesamowicie odczuwalna energia, że ze skrzętnie krytą przyjemnością się w niej pluskałam.

Była wpatrzona w środową Warszawę i może trochę od niechcenia, dla zabicia czasu w jadącym tramwaju, notowała w myślach co dzieje się za wielką szybą, która dzieliła nas od ósmomarcowej powolnie rozkwitającej wiosny. Wydała mi się przy tym niesamowicie inteligentną i obytą kobietą, ze swobodą poruszającą się w etykiecie i kulturze. Co, osobiście uważam za cechy niebiańskie i dążę do nich nieustannie.

Siedziałam en face. Traktując ją jak bryzę inspiracji, otulającą mnie jak pierwsze podmuchy półwyspowego wiatru rodzącego się poranka. Czułam się niczym tajemniczy adorator, przyglądając się jej tak od czasu do czasu. Napawałam się tym widokiem jak tylko mogłam, bo czy to źle podziwiać piękno innej kobiety? Ów zachwyt nie miał żadnego kontekstu związanego z seksualnością. Był swego rodzaju hołdem, który z każdą sekunda oddawałam jej coraz bardziej. Spotkałam w świecie rzeczywistej materii moją chodząca, chociaż siedziała, definicje piękna, która dawno gdzieś we mnie zakiełkowała by potem sukcesywnie się formować.

Nie lubię uprawiać filozofii, a piękno to jedno z tych słów, które traktuję jako jedno z wielkich. Ktoś kiedyś jednak powiedział, że nie ma kobiet brzydkich, są tylko zaniedbane. Tyle, że każda jest piękna na swój sposób; jedynie zaczyna  promieniować i czarować sobą świat dopiero, kiedy każda najmniejsza część jej duszy i ciała czuje się pełna cudowności w niedoskonałościach, które czynią ją ludzką, przenaturalną i pełną krasy. Piękno jest powabem, aurą, impresją którą tworzy kobieta; a skryte jest wewnątrz i nijak się ma do rozmiaru, odzienia, fryzury czy częstotliwości z jaką oddajemy się bożkowi fitnessu.


Wszystko dlatego, że widziałam dziś w tramwaju Piękną Kobietę.


Komentarze

Popularne posty