motyle
właściwie jest szaro.
albo szarawo.
bo biel,
zaszczycającego nas
lutowego śniegu,
który ot tak karnawałowo tańczy
pokonując kolejne metry
między rzekomym rajem
a po prostu asfaltem,
razi mnie w oczy.
żałuję, że zapomniałam
zabrać okularów.
łudzę się, że stanowiłyby najlepszą,
niczym zasłona dymna,
ochronę przed blaskiem tej zimy
i spalinami pachnącym,
jednak uwodzącym podmuchem
pięknej i codziennej
Warszawy.
marzną mi stopy.
już ich nie czuję.
może to z zimna,
a może z tańczących,
jak te płatki śniegu,
w sercu lub tradycyjnie- w brzuchu
motyli?
unoszące to uczucie.
latające jak sterowce,
wypełniające brzegi mej różanej duszy.
piękna chwila.
niech trwa długo
bardzo jak tylko się da.
mimo, że ja chyba
wolę ważki.
Komentarze
Prześlij komentarz